Sztokholm na weekend. Jak uniknąć bankructwa.
Miasto nazywane Wenecją Skandynawii lub jedną z Wenecji Północy. Skąd takie określenie? Otóż, wynika to z położenia na kilkunastu wyspach połączonych ze sobą mostami. Sztokholm - stolica Szwecji. Co można zrobić podczas weekendu w Sztokholmie? Gdzie pójść, co zwiedzić ? Jak mile spędzić czas i przede wszystkim nie zbankrutować?
Wymyśliłam sobie weekend w Sztokholmie. Adrian miał zajęcia więc żeby nie było mi smutno, zabrałam ze sobą brata.
Zacznijmy od tego, że prawie bym nie pojechała :)
Po przejściu na lotnisku przez kontrolę bezpieczeństwa olśniło mnie, że nie zabrałam dowodu (zaczynam myśleć, że jakiś pech mnie z tym dowodem prześladuje KLIK!). Przez cały tydzień marudziłam bratu że ma pamiętać o dokumentach. I co? I to ja okazałam się największą pierdołą wyjazdu. Na szczęście Adrian, który przywiózł nas na lotnisko, szybko zawrócił do domu, dowiózł mi ten dowód i cudem zdążyłam przed zamknięciem bramek.
Dojazd z lotniska do centrum
Wylądowaliśmy na lotnisku Sztokholm Skavsta, które od miasta oddalone jest o około 100 km. Jak dostać się do centrum? My wybraliśmy bezpośredni autobus Flygbussarna, który tę trasę pokonuje w około półtorej godziny. Cena takiego przejazdu w obydwie strony to 278 koron szwedzkich za osobę dorosłą i 238 za dziecko (korona szwedzka ok.0,42 PLN - czerwiec 2018). To najmniej skomplikowany przejazd komunikacją publiczną. Autobusy są bardzo wygodne, wyposażone w bezprzewodowy Internet i gniazdka elektryczne na USB. Do centrum jedziemy drogą szybkiego ruchu, malowniczo położoną wśród pól i lasów. Jest pięknie, soczyście zielono, mijamy zabudowania wkomponowane w skały. Wszystko wygląda bardzo naturalnie, momentami wręcz dziewiczo. Już od tego momentu jestem całkowicie zauroczona.
24 godziny w Sztokholmie - garść subiektywnych porad
Jeżdżąc po świecie jestem generalnie nastawiona na oszczędzanie na pewnych rzeczach. Czasem nawet aż do przesady. Jednakże Sztokholm jest miastem gdzie "Oszczędność" to pojęcie trudne i prawie nie możliwe do zrealizowania. Chociaż oczywiście robiłam co mogłam.
1. Nocleg
Na początku chciałam skorzystać z couchsurfingu. Jest to fantastyczna metoda poznawania nowych ludzi, nawiązania kontaktu z lokalnymi mieszkańcami danego miejsca. No i jest to również dobry sposób na zaoszczędzenie paru groszy. Nie udało mi się jednak nikogo znaleźć kto mógłby nas przenocować więc zarezerwowałam hotel. Całkiem niezłej klasy, w centrum miasta. Jego jedyną wadą była wysoka cena. Codziennie sprawdzałam czy nie ma jakichś nowych ofert z nadzieją, że może jednak trafi się coś tańszego...
Kilka dni później w ofercie pojawił się hotel Den Roda Baten. Musiałam tu nocować.
Po prostu musiałam. W dodatku cena była trochę niższa. I jeszcze ze śniadaniem! Więc odpadał jeden posiłek co całkiem nieźle ratowało nasze fundusze. No właśnie, kolejny punkt to...
2. Jedzenie
Ten aspekt jest przeze mnie zawsze bardzo dokładnie rozpatrywany. Bo, co tu dużo mówić, ja uwielbiam jeść. Już jak byłam mała to rodzice się śmiali, że łatwiej mnie ubrać jak wyżywić :) Więc zawsze najwięcej pieniędzy (z tych podstawowych potrzeb) przeznaczam właśnie na jedzenie. Ale z drugiej strony staram się podejść do tego w miarę z głową i jeśli jadę na weekend to zabieram jak najwięcej z Polski - bo taniej. Nie inaczej było w tym wypadku. Bagaż podręczny ogranicza mnie do opakowań max. 100ml więc przygotowując paczkę małego żarłoka (a właściwie dwóch, bo mój brat ma ten sam problem wiecznego niedojedzenia co ja) musiałam mocno pilnować wagi produktów.
Zabrałam: 4 zupki chińskie, paczkę pieczywa chrupkiego, 2 paczki kabanosów, 2 serki topione, pasztet, czekoladę i ok. 1 kg brzoskwiń.
Liczyłam na to, że taki prowiant wystarczy nam może nie na tyle, żeby się najeść, ale żeby chociaż nie głodować. I ogólnie rzecz biorąc wystarczyło. Musieliśmy dokupić tylko coś do picia. Za butelkę wody i karton soku zapłaciłam... ponad 30 zł!
3. Komunikacja po mieście.
Tutaj sprawa była naprawdę bardzo prosta. Żeby uniknąć opłat za przejazdy komunikacją miejską po prostu z niej nie korzystaliśmy. Mieliśmy piękną pogodę, hotel blisko centrum i w miarę wygodne buty. Przejazdy nie były nam potrzebne. Zresztą wychodzę z założenia, że jeśli nic nie stoi na przeszkodzie to nowe miejsca najlepiej poznaje się chodząc. Przez weekend zrobiliśmy pieszo około 40 km. Często przechodziliśmy tymi samymi ulicami, przez te same miejsca, ale za to o różnych porach. Każde miejsce, za każdym razem wyglądało trochę inaczej i wciąż odkrywaliśmy coś nowego.
Zwiedzanie
Pierwszego dnia postawiliśmy na samodzielne dreptanie po mieście. Sztokholm jest zbudowany na 14 wyspach i tak naprawdę wszędzie szybko i łatwo można dojść pieszo. Dzięki temu nazywany jest najmniejszym wielkim miastem świata.
My zaczęliśmy od Gamla stan - Starego Miasta. Jest położone aż na 4 wyspach - Stadsholmen, Riddarholmen, Strömsborg i Helgeandsholmen i po głównej, centralnej części można poruszać się tylko pieszo.
Bardzo urokliwymi i momentami całkowicie pustymi uliczkami doszliśmy do portu. Stamtąd jednym z 53 mostów przeszliśmy na stały ląd do dzielnicy Norrmalm, a następnie do Östermalm. Tutaj znajduje się jeden z najbardziej znanych targów w mieście. Mieliśmy nadzieję, że za "niewielkie" pieniądze uda nam się spróbować słynnego Surströmming, czyli sfermentowanego śledzia bałtyckiego, który jest przysmakiem kuchni szwedzkiej od XVI wieku. Nie udało nam się, na nasze pytania czy ktoś ma w ofercie wszyscy kręcili głowami. Ponoć straszliwie śmierdzi więc pewnie nie dałoby się na tym targu wytrzymać. No cóż, trochę szkoda.
Naszym kolejnym punktem była wyspa Djurgården i znajdujące się na niej Muzeum statku Vasa. Był to statek, który w 1628 roku wypływając z portu w Sztokholmie w wyniku złej konstrukcji zatonął na oczach króla i setek osób. Po ponad 300 latach wyciągnięto go na powierzchnię i prawie całkowicie odrestaurowano. Statek jest ogromny! Spodziewałam się łupinki, a on ma blisko 70 metrów. Nie można na niego wejść, obchodzi się go dookoła mijając po drodze wszystko, co zostało na nim znalezione. Są to między innymi, uznawane w tej chwili za najstarsze na świecie, żagle, rzeźby czy kości ludzi, którzy zginęli podczas katastrofy.
Statek robi naprawdę ogromne wrażenie. W muzeum wyświetlane są filmy opisujące historię wyciągania go z dna morza. Warto je zobaczyć, ponieważ było to spektakularne przedsięwzięcie.
Wejście do Muzeum kosztuje 130 koron szwedzkich za osobę dorosłą. Dziecko do lat 18 wchodzi za darmo. Drogo, jak to w Szwecji, ale Muzeum jest warte swojej ceny.
Powoli robiło się zimno, postanowiliśmy wrócić do hotelu, założyć cieplejsze rzeczy i pójść później w przeciwną stronę, do dzielnicy Södermalm. Tam, na punkcie widokowym można zobaczyć panoramę miasta. Akurat trafiliśmy na zachód słońca więc wszystko wyglądało jeszcze piękniej.
Sztokholm nocą. Było pogodnie, w miarę ciepło więc aż szkoda nie zobaczyć jak miasto prezentuje się nocą. A prezentuje się naprawdę ładnie. Wszystko oświetlone, budynki odbijające się w wszechobecnej wodzie. W porcie wiatr obija liny o maszty statków. Niewielkie fale rozbijają się między kadłubami, a pomostem. I to tak naprawdę jedyne dźwięki w tym miejscu. Dziwne, to przecież stolica, a mimo weekendu jest naprawdę mało ludzi i wszędzie panuje spokój.
Free Tour Stockholm
Korzystałam już z czegoś podobnego w Rejkjawiku na Islandii. To grupa ludzi, pasjonatów, którzy za darmo oprowadzają chętnych po mieście. Za darmo? W Sztokholmie? No właśnie. Dokładnie tak. Utrzymują się z napiwków, które ludzie dają po skończonej wycieczce. Naprawdę bardzo fajna sprawa, bo przez około 2 godziny można poznać wiele ciekawych zakątków, posłuchać trochę o historii, a trochę o zwykłym życiu w mieście. Na taką wycieczkę wybraliśmy się kolejnego dnia.
Głównie chodziliśmy po Starym Mieście, bardzo podobnie jak dzień wcześniej. Przechodziliśmy obok zamku królewskiego, parlamentu, ważnych dla Rodziny Królewskiej kościołów.
Ale odwiedziliśmy też mniej oczywiste miejsca. Jak choćby najmniejszą rzeźbę w Sztokholmie, a może nawet w całej Szwecji. Przedstawia małego chłopca i jest niczym innym jak miejscem mającym przynosić szczęście. W każdym popularnym dla turystów miejscu jest coś takiego, gdzie wrzucają pieniądze by wrócić. I ta rzeźba to właśnie coś w tym rodzaju.
Drugim ciekawym punktem to najwęższa uliczka w Sztokholmie. Ma około 90 cm szerokości. My byliśmy tam już dzień wcześniej i mogliśmy zrobić kilka ujęć bez udziału tłumu ludzi.
Kolejnym elementem programu jest plac przez Muzeum Alfreda Nobla. Ale to nie muzeum odgrywa tu główną rolę, a właśnie sam plac. Dlaczego ? Bo w tym miejscu, kilkanaście lat temu najsłynniejsza grupa dla Szwedów - ABBA zrobiła sobie wspólne zdjęcie. Więc my również, całą grupą, ustawiliśmy się do wspólnej fotografii. Warto zobaczyć na stronie organizacji jak wiele grup korzysta z ich usług.
Spacer z przewodnikiem jest bardzo ciekawym pomysłem, zwłaszcza dla osób, które nie mają zbyt dużo czasu, a chcą zobaczyć główne elementy miasta i ciut więcej. No i można to zrobić za darmo, bo oprowadzający cały czas podkreślają, że nie wymagają nic od nikogo. Jednak warto dać nawet kilka koron bo za taką samą wycieczkę z biura zapłacilibyśmy naprawdę całkiem sporą kwotę.
Co więcej ?
1. Zmiana warty pod Zamkiem Królewskim
Udało nam się trafić na zmianę warty pod Zamkiem Królewskim. Szczerze? Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie czegoś takiego. To było po prostu niesamowicie nudne 40 minut stania i patrzenia jak żołnierze maszerują, wykrzykują coś do siebie, przechodzą z miejsca na miejsce, wychodzą, wracają. Dla mnie nudne, niezrozumiałe i chaotyczne. Może tak to powinno wyglądać, ale miałam wrażenie, że sami gubią się w tym co mają robić. Jedynym ciekawym elementem była orkiestra. Grali w dobrych momentach, można było na nich skupić wzrok i nie zwracać uwagi na dziwne manewry żołnierzy.
Osobiście nie polecam, ale jeśli kogoś interesuje to zmiana warty jest codziennie (od maja do września), od poniedziałku do soboty o 12.15, a w niedziele i święta państwowe o 13.15. Natomiast od września do maja są to środy, soboty, niedziele i święta państwowe - start godzina 12.15.
2. Storkyrkan
Jest to najważniejsza dla Szwedów katedra, w której odbywają się wszystkie uroczystości związane z Rodziną Królewską. Katedra św. Mikołaja ma ponad 700 lat, a w jej wnętrzu znajduje się kilka niezwykłych eksponatów takich jak najstarszy obraz panoramy miasta czy oryginalna rzeźba św. Jerzego walczącego ze smokiem z XV wieku.
Wstęp do katedry jest płatny, 60 koron szwedzkich za osobą dorosłą, dziecko do lat 18 wchodzi za darmo. Tutaj wydaliśmy nasze ostatnie pieniądze przeznaczone na wyjazd :)
Taki krótki, jak nasz, wypad do Sztokholmu to zdecydowanie zbyt mało by poznać miasto. Jednakże jest to wystarczający czas by zobaczyć kilka ważnych punktów, przejść urokliwymi uliczkami i zauroczyć się.
Zostawiliśmy monetę pod rzeźbą chłopca - musimy wrócić!
Prześlij komentarz