Bari - początek i koniec

Ostatni przystanek przed powrotem do domu. Tutaj wylądowałam prawie tydzień wcześniej i stąd rozpoczęłam fantastyczną przygodę. Bari - największe miasto nad Adriatykiem, stolica przepięknej Apulii.

Z Polski bezpośrednio można tutaj dolecieć z Warszawy, Katowic i Wrocławia. Ja do Włoch wybrałam lot z przesiadką w Mediolanie, natomiast wracałam do Wrocławia. Loty do Bari i z powrotem są bardzo tanie! Za przelot w obie strony z bagażem podręcznym można zapłacić nawet 200 zł :) Z lotniska w Bari do centrum dostaniemy się pociągiem, bilet kosztuje 5 euro i przejazd trwa około 20 minut.



Zostawiłam sobie zwiedzanie Bari na sam koniec. Zazwyczaj tak robię bo tak czy siak muszę tu być żeby się dostać na lotnisko więc równie dobrze mogę być trochę wcześniej i pozwiedzać. A po przylocie nie zatrzymywać się tylko jechać i odwiedzać inne miejscowości. I tak samo było tym razem. Z rana, Alessandro u którego nocowałam w Nardo, jadąc do pracy podrzucił mnie do Lecce. Stamtąd złapałam pociąg do Bari zatrzymując się jeszcze na kilka godzin w uroczej miejscowości Trani. Do Bari przyjechałam po południu, a na bardzo późne popołudnie byłam umówiona z kolejnym hostem z couchsurfingu. Miałam więc dobre kilka godzin na zwiedzanie.

Zaczęłam standardowo od lodów ;) Jedząc lody codziennie, spokojnie mogę stwierdzić, że to na nie poszło najwięcej pieniędzy podczas tego wyjazdu... Ale nie jestem w stanie i nawet nie chcę sobie tego odmawiać kiedy jestem we Włoszech. To naprawdę jedna z lepszych rzeczy w tym kraju.


Samo zwiedzanie rozpoczęłam od Piazza del Ferrarese. Znajduje się tam informacja turystyczna, do której postanowiłam zajrzeć z ciekawości, czy może są jakieś informacje po polsku o Apulii. Oczywiście nie było nic. Zupełnie tego nie rozumiem! Podczas całej podróży codziennie wchodziłam do napotkanych informacji turystycznych i pytałam czy jest COKOLWIEK po polsku. Broszury, przewodniki, ulotki... Nic. W żadnym miejscu nic nie znalazłam. Liczyłam na to, że w Bari, stolicy Apulii uda mi się chociaż ulotkę znaleźć. Ale niestety nie było nic. Przynajmniej w tej informacji, którą odwiedziłam.


Piazza del Ferrarese i sąsiadujący z nim Piazza Mercantile to dwa ogromne place, na których toczy się życie. Kiedy tamtędy przechodziłam trwał mecz piłkarski, nagle padła bramka i rozległy się okrzyki radości, z głośników popłynęła muzyka, wszyscy tańczyli, śpiewali. Cała okolica uczestniczyła w wydarzeniu! Dla mnie było to po prostu niesamowite. Ta energia, spontaniczność, hałas... Wszystko typowo włoskie :)!




Jeśli chodzi o najważniejsze punkty w Bari to przede wszystkim jest to bazylika św. Mikołaja. Znajduje się w samym sercu historycznego centrum. Romańska świątynia z XII wieku uważana jest za symbol miasta i jeden z najcenniejszych włoskich zabytków z tego okresu. Co jest bardzo ważne dla nas Polaków, w bazylice pochowana jest polska królowa Bona Sworza - żona Zygmunta Starego. Bazylikę cechuje bardzo surowe i proste wnętrze z przepięknym sufitem i wspaniale zachowanymi freskami. W podziemiach jest możliwość odwiedzenia miejsca z relikwiami św. Mikołaja.



Spacerowałam uliczkami, po drodze odwiedzając jeszcze inne napotkane kościoły, fotografując uliczki. Wszystko na spokojnie i bez pośpiechu. W międzyczasie stwierdziłam, że skoro to mój ostatni wieczór, należy mi się porządna kolacja - pizza i to koniecznie z winem! Szukałam i szukałam odpowiedniego miejsca i w końcu znalazłam! Ristorante Borgo Antico niedaleko bazyliki św. Mikołaja. Za 9 euro zjadłam przystawkę - bruschettę i pizzę, a do tego pyszne, czerwone winko :) Bardzo gorąco polecam! Wspaniałe zakończenie pobytu we Włoszech.



Powoli robiło się późno i zaczęłam pisać do hosta, który miał mnie przenocować. Napisałam raz, brak odpowiedzi, pół godziny później drugi raz, znów brak odpowiedzi... Wreszcie, po 21 spytałam czy w ogóle ma zamiar się ze mną spotkać i kiedy po raz kolejny nie uzyskałam odpowiedzi, napisałam, że rezygnuję i zarezerwowałam hostel... Byłam totalnie wściekła bo wydałam na to praktycznie ostatnie pieniądze... Gdybym wcześniej wiedziała może udałoby mi się znaleźć innego hosta, zarezerwować inny hotel, może w mniej turystycznej miejscowości. Ale teraz, właściwie już w nocy, ciężko byłoby coś znaleźć... Jeśli nie chciałam nocować na dworcu albo na plaży, nie miałam wyboru. Hostel Guest House Stazione Centrale okazał się na szczęście całkiem w porządku. Za 30 euro miałam wygodne łóżko w pokoju jednoosobowym i śniadanie. A co bardzo ważne, hostel położony jest jakieś 10 minut na piechotę od dworca.





Mój ostatni poranek w Apulii przywitał mnie jak zwykle piękną pogodą. Po cichu liczyłam na to, że zrobi się brzydko i nie będzie mi tak żal wyjeżdżać, no ale cóż. Postanowiłam po śniadaniu przejść się jeszcze nad morze i ostatni raz pomoczyć stópki w ciepłej wodzie :)







I to tyle. Piękny czas we Włoszech się skończył, czekało mnie jeszcze tylko standardowe ponad godzinne opóźnienie samolotu i już powrót do Polski. Na szczęście nie na długo! Już następnego dnia wraz z Adrianem, moim bratem Czarkiem i naszym kolegą Dawidem ruszaliśmy wspólnie w kolejną podróż. Tym razem w przeciwną - północną stronę :)







Podreptali ze mną

Znajdź mnie na zBLOGowani!



zBLOGowani.pl

Copyright © Podreptuję