Typowe i mniej typowe zwiedzanie Islandii
Ludzie zwiedzający Islandię dzielą się głównie na dwa rodzaje. Są tacy, którzy jadą na Złoty Krąg i tacy, którzy objeżdżają wyspę dookoła. My staliśmy się dwa w jednym ;)
Typowe zwiedzanie
Przyjeżdżając zimą na weekend, nie mieliśmy możliwości by pojechać gdzieś daleko, ale jednak chcieliśmy coś zobaczyć. Zdecydowaliśmy więc, że pojedziemy tam, gdzie jeżdżą wszyscy, którzy mają tylko chwilę na poznanie wyspy. Na Złoty Krąg, w skład którego wchodzi Park Narodowy Þingvellir, obszar geotermalny Geysir i wodospad Gullfoss. Wszystkie trzy miejsca są oddalone o około 2 godziny od stolicy - Reykjawiku więc bez problemu można zobaczyć je w ciągu jednego dnia. Zimą jest o tyle lepiej, że nie ma tak wielu zwiedzających. Jasne, to wciąż najpopularniejsze miejsca, ludzie chętnie tam przyjeżdżają, ale spokojnie można zaparkować, zrobić zdjęcie. Latem... trzeba być po prostu wcześnie (albo późno - oświetlenie podobne, a część turystów już śpi).Zimą, mieliśmy pełen przekrój pogodowy. Lało, wiało, padał śnieg, wiało, padał grad, wiało, na koniec na moment zaświeciło słońce. A no i wiało... Nasza Kia Picanto przy wszystkich wielkich terenówkach z napędem na cztery koła (gdzie jedna opona równała się grubością połowie całego naszego auta) wyglądała trochę marnie. Ale drogi na Islandii mimo zmiennej pogody (a może właśnie dlatego, że taka jest) są w rewelacyjnym stanie. Odśnieżone, proste, bezpieczne nawet dla takich małych samochodzików. Ba, główna droga jest, chyba jako jedyna na świecie, podgrzewana! I w dodatku nic za to nie płacą. Wynika to ze źródeł geotermalnych, które znajdują się wszędzie na wyspie i dzięki nim wszyscy mają w domach ciepłą wodę, ogrzewanie, nawet prąd. Także co to za problem zrobić ogrzewaną ulicę? Takie rzeczy tylko na Islandii ;)
Oczywiście nie ma opcji żeby jeździć gdzieś poza trasą. Przynajmniej nie takim samochodem jakim my się poruszaliśmy.
Mimo niesprzyjającej i trochę depresyjnej pogody ruszyliśmy na małe i szybkie zwiedzanie. Jako pierwszy przywitał nas Park Narodowy Þingvellir. Miejsce to, jako jedyne na wyspie, wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a jego sława wynika z powodów zarówno przyrodniczych jak i historycznych. Po pierwsze Park znajduje się pomiędzy płytami tektonicznymi Ameryki Północnej i Eurazji, a miejsce rozszczepiania na powierzchni jest jedynym na świecie, które jest tak wyraźnie widoczne. Ponadto w Parku, w przeszłości spotykał się cały islandzki parlament by przy pomocy elfów debatować nad losem wyspy i jej mieszkańców.
Zimą krążyliśmy i krążyliśmy, ale pogoda akurat w tym momencie była chwilowo beznadziejna i nie udało nam się znaleźć zjazdu na punkt widokowy gdzie widać rozczepiające się płyty. Zobaczyliśmy jedynie przepiękne, ogromne jezioro Þingvallavatn będące największym, naturalnym zbiornikiem wodnym na wyspie.
Jechaliśmy dalej. Kolejnym przystankiem był obszar geotermalny Geysir. Już przy wjeździe do doliny Haukadalur widać jak cała ziemia dymi. Jak buzuje, bulgocze, wydaje się, że tylko chwila dzieli nas od wybuchu. Trochę to straszne gdy przejeżdżamy bo właściwie wyczekujemy aż to wszystko pęknie i da ujście gorącu znajdującemu się wewnątrz, pod nami. Zwłaszcza spektakularnie to wygląda gdy dookoła jest śnieg, a temperatura wynosi poniżej 0 stopni.
Cały obszar geotermalny jest słynny dzięki gejzerowi, który dał temu wszystkiemu nazwę. Geysir kiedyś wybuchał często i wysoko. Teraz uaktywnia się bardzo rzadko, głównie po trzęsieniach ziemi, a tylko szczęśliwcy mają okazję zobaczyć jego erupcję sięgającą kilkudziesięciu metrów. Nam się nie udało, ale na szczęście obok znajduje się drugi gejzer Strokkur, który nadrabia wybuchy za swojego towarzysza i co kilka minut wypuszcza wysoki na kilkanaście metrów strumień gorącej wody.
Ostatnim przystankiem był, oddalony zaledwie o kilka minut drogi, wodospad Gullfoss. Ogromny, słynny na całej wyspie, a także poza jej granicami, przyciąga ludzi nie tylko ze względu na swój rozmiar. Jego cechą charakterystyczną jest tęcza tworząca się w wyniku odpadającej wody. Szczególnie duże wrażenie robi latem kiedy mamy więcej słonecznych dni. Jednakże zimą ośnieżony wodospad wyrzucający z siebie kawałki lodu również jest oszałamiający. I to, że nie ma tak wielu turystów... To również działa na plus ;)
Przyjeżdżając latem stwierdziliśmy, że wszystkie te miejsca są na tyle warte uwagi, że chętnie zobaczymy je z letniej perspektywy, a przy okazji pokażemy je Czarkowi i Dawidowi, którzy nie byli z nami zimą. W odróżnieniu od naszej pierwszej wizyty teraz mieliśmy przepiękną, słoneczną pogodę. Idealną do zwiedzania!
Ponownie zaczęliśmy od Parku Narodowego i tym razem bez problemu udało nam się trafić do zjazdu na punkt widokowy. Pomagała w tym olbrzymia ilość zjeżdżających samochodów i autokarów... Rzeczywiście, spacer w wąwozie Almannagjá, pomiędzy skałami tworzącymi szczelinę, robi ogromne wrażenie. Kroczymy między płytami, między kontynentami. Haha i nie potrzeba do tego wizy ;)
Ponownie Geysir tym razem przy cudownej, słonecznej pogodzie! Oczywiście wiązało się to z przerażającą ilością turystów. Na szczęście obszar jest na tyle duży, że nie ma tłoku, wszyscy mogą się rozejść. Tak naprawdę nigdzie nie ma zakazów wejścia. Ważniejsze lub bardziej niebezpieczne miejsca, oddziela jedynie sznurek zawieszony na drewnianych palikach. Islandczycy wychodzą z założenia, że chyba każdy ma swój rozum i wie gdzie może, a gdzie nie powinien wchodzić. I właściwie takie myślenie działa. Zazwyczaj...
Ostatni punkt Złotego Kręgu - wodospad Gullfoss i tam już niesamowite ilości turystów. Byliśmy tutaj najpóźniej, akurat wtedy gdy większość wycieczek zaczyna zwiedzanie i nie uniknęliśmy tłumów. Naprawdę warto jeździć w te najbardziej turystyczne miejsca w takich mniej oczywistych godzinach. Wcześnie rano lub późno wieczorem. Zwłaszcza latem to nie ma znaczenia bo wciąż jest widno, a zorganizowane wycieczki przy ustalonym programie nie mogą sobie na to pozwolić i będzie luźniej.
Na szczęście udało nam się zobaczyć wodospad, a nawet zrobić typowe zdjęcie w stylu "rzygam tęczą" :)
I to tyle z typowego zwiedzania. Przyszedł w końcu czas poznać wyspę naprawdę. Zostawić bezpieczną okolicę Reykjawiku, zapuścić się w odległe rejony. Czas na Islandię DOOKOŁA!
Mniej typowe zwiedzanie
Zaczęliśmy na spokojnie od wodospadu Bruarfoss. Zimą próbowaliśmy tutaj trafić, ale wszystko było tak zasypane, że w ogóle nie było widać gdzie zaczyna się droga, gdzie kończy, gdzie jest przepaść, gdzie rzeka. Latem postanowiliśmy nie poddawać się i poszukać. Ponadto wodospad jest położony bardzo blisko obszaru Geysir i aż szkoda go przegapić. Okazało się, że mimo iż nie ma śniegu i wszystko dobrze widać, to wcale nie jest tak łatwo go znaleźć. Nie ma na niego znaków (a nawet jeśli są to po islandzku i nic nie rozumiemy), trzeba jechać prywatnymi drogami, zaparkować gdzieś w krzakach, a potem przy pomocy gps iść i iść. Na szczęście było więcej takich zagubionych osób i mogliśmy przypuszczać, że poruszamy się w całkiem dobrym kierunku. Chociaż przez moment przyszło nam na myśl, że może to mieszkańcy i po prostu wracają do domów ;)
Trafiliśmy. Wodospad po odwiedzeniu Gullfossu może nie robi tak ogromnego wrażenia, ale jak dla mnie jest prześliczny. I ten kolor wody! Jakby ktoś wlał turkusowy płyn do prania do środka ;) Warto było iść po krzakach w towarzystwie upartych muszek.
Dookoła Islandii jedziemy praktycznie przez cały czas jedną drogą o numerze 1. Przy niej znajduje się mnóstwo atrakcji, czasem właściwie nie trzeba daleko zjeżdżać. Wystarczy zatrzymać się na poboczu, wysiąść i pstrykać zdjęcia. Im dalej od stolicy tym mniej turystów. Tylko auta podobne do naszego z namiotami na dachach, kampery, busy przystosowane do nocowania w środku.
Nasz następny przystanek Gerðuberg cliffs widać było już z daleka. Zatrzymaliśmy się na małym parkingu kilkaset metrów od klifów. Dookoła pola, owce, jeden dom gdzieś w oddali. Poza nami na parkingu nikogo. Na ulicy żaden samochód nie jedzie. Jesteśmy tutaj totalnie sami i możemy robić właściwie co chcemy. Tylko owce patrzą na nas z potępieniem, że przeszkadzamy im w posiłku ;)
Nasz następny przystanek Gerðuberg cliffs widać było już z daleka. Zatrzymaliśmy się na małym parkingu kilkaset metrów od klifów. Dookoła pola, owce, jeden dom gdzieś w oddali. Poza nami na parkingu nikogo. Na ulicy żaden samochód nie jedzie. Jesteśmy tutaj totalnie sami i możemy robić właściwie co chcemy. Tylko owce patrzą na nas z potępieniem, że przeszkadzamy im w posiłku ;)
Kolejnego przystanku nie mieliśmy na planie zwiedzania. Nie mieliśmy go nawet na mapie. Po prostu jechaliśmy drogą i w oddali zobaczyliśmy przepiękny wodospad. Jeden z setek tysięcy na tej wyspie. Oczywiście pod jego kaskadą stoi dom. To jest niesamowite, ale w tym kraju chyba każdy ma swój wodospad. Mniejszy, większy, ale ma! Obok mała turbinka wodna i nie trzeba się martwić o prąd. Uzyskany ekologicznie w dodatku. Do wodospadu prowadzi droga, przechodzimy praktycznie pod czyimiś oknami. Nikomu to nie przeszkadza. Jest jeszcze mostek żeby lepiej zobaczyć piękny cud natury. Dopiero po powrocie do domu odkrywamy, że to wodospad Bjarnarfoss. Ciekawe czy nazwany od imienia właściciela?
Powoli robi się późno choć oczywiście tego nie odczuwamy. Jest po 21 gdy dojeżdżamy do kolejnego punktu naszej drogi - Londrangar. To charakterystyczne formacje skalne nad brzegiem morza. Jesteśmy na terenie kolejnego Parku Narodowego Islandii - Snæfellsjökull, nazwanego tak od wulkanu o tej samej nazwie. Wulkan jest wygasły, przykryty lodowcem, przy dobrej pogodzie doskonale go widać już z daleka.
To jeszcze nie koniec podróży w tym dniu. Naszym celem jest słynna góra Kirkjufell położona na północnej części półwyspu, który objeżdżaliśmy. Wcześniej jednak wspięliśmy się na Saxholl Crater, z którego doskonale widać było wspomniany wcześniej wygasły wulkan z lodową czapą.
No i jest. Nasz cel podróży. Góra Kirkjufell z wodospadem Kirkjufellfoss położona nieopodal miejscowości Grundarfjörður. Najsłynniejsza góra Islandii, uwidaczniana na różnego rodzaju zdjęciach. Rozpoznawalna jest przez swój nietypowy kształt i dużą stromość. My zobaczyliśmy ją w świetle lekko zachodzącego słońca (chwilę przed 12 w nocy). A co najlepsze? Dosłownie kilkaset metrów dalej jest parking, na którym mogliśmy się bezpłatnie zatrzymać i spędzić noc, a rano wstać i pierwsze co zobaczyć to wodospad kaskadami spadający z innej, wysokiej góry. No i owce jako budziki. Wszędzie owce!
To jeszcze nie koniec podróży w tym dniu. Naszym celem jest słynna góra Kirkjufell położona na północnej części półwyspu, który objeżdżaliśmy. Wcześniej jednak wspięliśmy się na Saxholl Crater, z którego doskonale widać było wspomniany wcześniej wygasły wulkan z lodową czapą.
No i jest. Nasz cel podróży. Góra Kirkjufell z wodospadem Kirkjufellfoss położona nieopodal miejscowości Grundarfjörður. Najsłynniejsza góra Islandii, uwidaczniana na różnego rodzaju zdjęciach. Rozpoznawalna jest przez swój nietypowy kształt i dużą stromość. My zobaczyliśmy ją w świetle lekko zachodzącego słońca (chwilę przed 12 w nocy). A co najlepsze? Dosłownie kilkaset metrów dalej jest parking, na którym mogliśmy się bezpłatnie zatrzymać i spędzić noc, a rano wstać i pierwsze co zobaczyć to wodospad kaskadami spadający z innej, wysokiej góry. No i owce jako budziki. Wszędzie owce!
Świetny wpis i piękne zdjęcia. Aż chce się jechać samemu i doświadczyć Islandii. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;) Bardzo polecam! To niesamowite doświadczenie :)
UsuńCiekawy kraj, chociaż ja osobiscie jestem zmarźlak i wolę cieplejsze kraje.
OdpowiedzUsuńMieliście farta,że tak dokładnie zwiedziliście :-)
Ja jestem straszny zmarźlak! Miałam tyle warstw na sobie, że nie wiem jakim cudem się poruszałam :D Ale widoki były tego warte!
UsuńIslandia jest piękna. Mam nadzieję, że kiedyś tam dotrę.
OdpowiedzUsuńPolecam! Piękna i przyjazna dla odwiedzających :)
UsuńPiękne
OdpowiedzUsuńDziękuję :)!
Usuń