Majorka na weekend - północ i zachód
Zakręconymi drogami pnę się powoli pod górę. Na każdym zakręcie i nad każdą przepaścią serce podchodzi mi do gardła, ale jadę dalej bo wiem, że na końcu drogi czeka mnie nagroda. Cap de Formentor - podobno najpiękniejszy punkt widokowy na całej wyspie. Czy to prawda? Mam nadzieję, że uda mi się dojechać i sprawdzić...
Jazdą na przylądek rozpoczęłam kolejny dzień pobytu na Majorce. Dzień wcześniej, wieczorem, po odwiedzeniu Mirador Es Colomer, miałam nadzieję, że uda mi się jeszcze tam dojechać, ale w połowie drogi zawróciłam. Było ciemno, serpentyny są niebezpieczne jak jest jasno, a co dopiero w nocy. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu niepotrzebnie ryzykować. Mam czas. Nigdzie mi się nie spieszy, jestem w końcu na wakacjach! Nic się nie stanie jak pojadę z rana, wypoczęta (względnie po nocy w aucie :) ), ze świeżym spojrzeniem. I przy okazji zobaczę przylądek w pełnym słońcu, a nie praktycznie po ciemku.
To była dobra decyzja bo nawet jazda w dzień to wyzwanie... Już nawet nie serpentyny były największym problemem, a wszechobecni rowerzyści! Dosłownie wszędzie i dziesiątki. Na każdym zakręcie nie martwiłam się o samochód jadący z naprzeciwka tylko ilu rowerzystów wyłoni się zza skarpy. Trzeba było mieć oczy dookoła głowy i dojazd zajął mi dużo więcej niż sądziłam. Ale warto, naprawdę. Chociażby dla tego niesamowicie przyjemnego uczucia, które mnie ogarnęło jak dojechałam i zobaczyłam wijącą się pode mną drogę. I pomyślałam sobie... Ja to przejechałam! Sama! To było bardzo podbudowujące. No i widoki... Morze mieniące się wszystkimi odcieniami niebieskiego, fale rozbijające się z hukiem o skały. Piękna, słoneczna pogoda umożliwiła dostrzeżenie na horyzoncie Minorki. No i byłam praktycznie sama. Jakieś dwie dziewczyny zrobiły kilka zdjęć i odjechały. Zanim przyjechali rowerzyści miałam kilkanaście minut dla siebie. Mogłam napawać się widokiem, pstrykać setki zdjęć, rozstawić statyw i znów pstrykać. Mogłam robić dosłownie co tylko chciałam!
Korzystając z tego, że było jeszcze wcześnie i na drodze nie ma zbyt dużo samochodów postanowiłam pojechać do Lluc. Jest to najważniejszy ośrodek pielgrzymkowy na wyspie, istniejący już od XIII wieku. Jak głosi legenda, pastuszek o imieniu Lluc znalazł czarną figurkę Matki Boskiej nad strumieniem w tutejszych lasach. Zaniósł ją do pobliskiej miejscowości Escorca, jednak figurka w tajemniczy sposób trzy razy wracała w to samo miejsce nad strumień. W końcu podjęto decyzję by na miejscu gdzie wracała, postawić kaplicę, a figurkę umieścić w środku. Od tego momentu tłumy pielgrzymów zaczęły odwiedzać to miejsce, które z czasem stało się takim sanktuarium, jakim możemy je dziś odwiedzić.
Dostępny parking po zapłaceniu 5 euro umożliwia nam zwiedzanie całego kompleksu, łącznie z ogrodami botanicznymi. Miejsce jest niezwykle urokliwe i warto je odwiedzić chociażby dla samych widoków.
Kolejnym punktem na mojej trasie była Valldemossa. Planowałam odwiedzić jeszcze Soller, ale gonił mnie czas zwrócenia samochodu do wypożyczalni i jeśli chciałam zobaczyć coś porządnie to musiałam zdecydować się na jedną miejscowość. Wybór padł właśnie na Valldemossę, głównie ze względu na dojazd ;) Kiedy patrzyłam na mapę i drogę prowadzącą do Soller to była to jedna wielka serpentyna. Czułam się już dość pewnie na tego typu drogach, ale nie na tyle by denerwować się non stop przez kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt kilometrów. Dodatkowo wszechobecni rowerzyści... To było ponad moje nerwy. Droga do Valldemossy nie była prosta, ale na pewno miała łagodniejszy przebieg niż ta do Soller.
Drugim powodem mojej decyzji było to, że miasto i Polskę łączy postać Fryderyka Chopina. Gdzieś tam kiedyś zdarzało mi się grać na pianinie i stwierdziłam, że jest to dla mnie ważne by odwiedzić miejsce, w którym kompozytor spędził część swojego życia. Ponadto byłam ciekawa jak jest to wszystko przedstawione. Czy w związku z tym, że dla Polaków Chopin to ważna postać, to czy znajdę cokolwiek po polsku? Informacje, ulotki? Cokolwiek? Ku mojemu zaskoczeniu, ale i radości, TAK. Są informacje, jest dużo zachowanych pamiątek, listy, partytury. Czuć, że jest to "polskie" miejsce. No i spotkałam tam najwięcej Polaków podczas całego pobytu na wyspie.
Również samo miasteczko jest prześliczne. Położone wśród gór zachwyca widokami, spokojnymi uliczkami i serdecznymi ludźmi. Wcześniej miałam wrażenie, że mieszkańcy Majorki nie są przyjaźnie nastawieni do turystów. W Valldemossie wszyscy byli uśmiechnięci, wyrozumiali - nawet pani w cukierni gdy 5 razy dopytywałam jak nazywa się napój migdałowy (horchata d'ametla). Bardzo dobrze się tutaj czułam. Miło spędzałam czas spacerując uliczkami, popijając orzeźwiający napój, chłonąc tę przyjazną atmosferę.
Powoli nadchodził koniec mojego zwiedzania Majorki. Musiałam oddać auto, podjechać do centrum Palmy i zakwaterować się w hostelu - jedynym podczas całego pobytu. Zostawiłam rzeczy i poszłam się przejść po mieście. Swoje kroki kierowałam głównie ku Katedrze La Seu, jednemu z najwspanialszych gotyckich kościołów w Europie. Z zewnątrz zachwyca potężnymi rozmiarami i przepiękną architekturą. Natomiast w środku... Nie wiem. Nie udało mi się tam wejść bo było już zamknięte. Wkurzona spacerowałam uliczkami. Już nic mi się nie podobało. Coraz bardziej docierało do mnie, że przez cały wyjazd bardzo mało zwiedziłam. Odpoczęłam i to mocno, ale jeśli chodzi o zwiedzanie to miałam straszny niedosyt. Jadłam lody (to nie to samo co we Włoszech!), a potem na pocieszenie ensaimadę (ciastko typowe dla Majorki, produkowane tylko tutaj) i irytowałam się. Na ciągłą siestę, mającą inne godziny w każdym mieście, na wczesne zamykanie kościołów, zabytków. Na ludzi, którzy w większości przypadków nie byli przyjaźni i pomocni. Na to, że jak chciałam spróbować czegoś regionalnego to wszędzie była pizza lub paella, a to średnio majorkańskie... Jakoś tak na wszystko. Po tym weekendzie, mimo pięknych krajobrazów, mimo odpoczynku i podniesienia samooceny jazdą po serpentynach, wniosek mam jeden...
Nie polubimy się z Majorką.
Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba. Krajobrazowo jest przepiękna. Ale nie ma tego "czegoś". Nie sprawia, że myślę o niej ciepło, nie zachwyciła mnie całkowicie jak np. Islandia, a jakbym miała wymienić 10 zalet musiałabym się mocno zastanowić... Mimo że tak wiele mnie ominęło zupełnie nie mam myśli, że chciałabym wrócić i spróbować odwiedzić te pozamykane miejsca jeszcze raz. To chyba pierwszy raz kiedy odwiedziłam jakieś miejsce i mam tak wiele sprzecznych odczuć. Z jednej strony mi się podoba, a z drugiej strony wkurza ;)!
Też Wam się czasem zdarza złościć na dane miejsce? Że nie było takie jakbyśmy chcieli żeby było?
Dobry wpis. Nie byłem nigdy tam,ale z chęcią bym się wybrał :) ogólnie niektóre miejsca faktycznie nie są takie jakie byśmy chcieli,żeby były,ale cóż.. czasem tak bywa :) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDzięki! Mimo wszystko zachęcam do odwiedzenia Majorki. Może tylko ja podczas tej podróży miałam prawie wszystko "nie tak" ;) Również pozdrawiam!
UsuńPiękne widoki, Majorka jest piękna. Byliśmy tam z mężem jakiś czas temu we wrześniu. Było mega super ciepłe morze!
OdpowiedzUsuńtraveljera.com
Morze faktycznie przyjemnie ciepłe :) Można się zrelaksować przed chłodem w Polsce!
UsuńByłam wieki temu na Majorce.Może dlatego,że była to dla mnie pierwsza tak daleka wycieczka poza Polskę i pierwszy lot samolotem to zapamiętałam tę wyspę na zawsze.
OdpowiedzUsuńWynajęliśmy samochód i zwiedzaliśmy.Zachodnie wybrzeże przepiękne,ale wąskie drogi,rowerzyści,motocykliści faktycznie dawali się we znaki.No i te serpentyny.Soller przecudnie położony,a Valdemossa to przepiękne miasteczko.
Cała wyspa wspaniała,chociaż wolę zachodnie wybrzeże.
Dziękuję za przywołanie wspomnień.
Pozdrawiam-)
Irena-hooltayewpodrozy.blogspot.com
Pierwsze wyprawy zawsze się bardzo pamięta! Te emocje towarzyszące wyjazdowi, trochę stresu, ekscytacja :) Sama świetnie pamiętam pierwszy wyjazd i nawet jeśli nie zawsze był rewelacyjny to i tak mam do niego ogromny sentyment :) Cieszę się, że przywołałam wspomnienia :) Dobrego dnia!
Usuń